Jest wiele sposobów na jakie rządy dymają swoich obywateli. Dziś popiszę sobie o rezerwie cząstkowej0
Dawno temu wymyślono pieniądz – podobno Fenicjanie. Wcześniej używano patyczków, paciorków,soli, zboża itp. Ale było to niewygodne – dlaczego, to poczytajcie sobie na wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Pieni%C4%85dz.
Jak już pieniądz wymyślono, to okazało się, że co niektórzy mają tyle pieniędzy że nie mają gdzie tego trzymać, żeby było bezpieczne. Więc szło się do złotnika, który i tak musiał się martwić jak zabezpieczyć złoto, srebro itp, z którego robił precjoza. Dawało się mu na przechowanie, on w zamian wystawiał rewers. Ludzie w pewnym momencie wpadli na to, że zamiast iść z rewersem do złotnika, wyciągnąć kasę, zanieść do kontrahenta, a potem kontrahent z powrotem miałby zanosić kasę do złotnika i dostawać nowy rewers można po prostu się dać rewers.
I tak o to powstały banknoty.
Do tego momentu było super. Ale cwani złotnicy, którzy zamienili się z czasem w bankierów wykoncypowali sobie tak, że skoro ludzie i tak nie biorą tego złota/srebra/platyny tylko wymieniają się kwitkami, to można wystawić więcej kwitków niż jest złota w skarbcu. Coś jak overbooking w lotnictwie. Oczywiście nie byli idiotami – nie można za dużo tych kwitków wypisać, bo w końcu przyjdzie po złoto więcej chętnych niż jest złota i była by wpadka. Wykombinowali więc, że kwitki będą wystawiać przy kredytach.
Idea jest prosta jak budowa cepa:
Wystawiam lewy kwitek, że w skarbcu jest złoto. Kredytobiorca niczego nie podejrzewając bierze kwitek, kupuje co mu potrzebne, po czym zarabia pieniądze, i zwraca dług – kwitek do skarbca + prowizję. Bankowiec pali kwitek i wszyscy są zadowoleni – kredytobiorca zrealizował cel za cudze pieniądze, bankowiec zarobił prowizję – no cud miód i orzeszki. Nikt nic nie stracił, wszyscy zyskali.
I ten system mógłby naprawdę działać! Teoretycznie – w nieskończoność. Żeby przypadkiem nie wpaść ustalili, że rzadko kiedy na raz przychodzi 10% ludzi po wypłatę złota – więc przyjęto, że mogą „produkować” kwitków 10 x więcej niż mają złota w skarbcu – nikt się nawet nie zorientuje że jakiś szwindel się tu kręci.
Niestety – rzeczywistość jest okrutna. Jest pewien problem:
– a co jeśli dłużnik nie spłaci kredytu? Gdyby bankowiec po jakimś określonym czasie palił odpowiednią ilość własnych kwitków – czytaj spłacił za dłużnika kredyt z własnej kasy – to by problemu nie było. Znaczy dla ludzkości, bo dla bankowca byłby to raczej spory problem. I coś mi się wydaje, że to jest właśnie aktualny problem – bankowcy po pożyczali za dużo, a kredytobiorcy nie mają z czego spłacić. A bankowcy się tak rozbestwili, że nie chcą płacić ze swoich. Wciskają kit, że bez nich świat się zawali (nie zawali się) i trzeba za nich wpłacić te pieniądze – i mamy się na to wszyscy zrzucić. Też bym tak chciał – pożyczam nie moje 100.000 zł. Jak się uda – to zarobię 20.000. Jak się nie uda, to zrzucicie mi się na te 100.000, bo nie moje pożyczyłem.
I to trzeba zmienić. Jak ktoś chce pożyczać pieniądze, to niech najpierw zbierze fundusze, a potem je pożycza. A to co zarobi niech dorzuci sobie do kapitału obrotowego. Czyli pokrycie w depozytach musi wynosić 100% a nie 10% jak dziś. I jak dłużnik nie spłaci – to bank ma stratę. Jego kasa, jego ryzyko jego strata.
Tak jest w KAŻDEJ innej działalności – tylko bankowcy mają fory – nie dziwne, bo czego jak czego, ale forsy na łapówki to akurat mają pod dostatkiem.