Czytam w sieci komentarze odnośnie pomysłu PiS o zabraniu więźniom telewizorów i zmuszenie ich do pracy. Zwolennicy i przeciwnicy wymyślają coraz to ambitniejsze argumenty, tyle że… one są wszystkie bez sensu. Dla mnie ideałem kary odosobnienia jest więzienie wzorowane na więzieniu z filmu Gringo z Melem Gibsonem. Czyli jest „miasto” ogrodzone murem i monitorowane przez strażników, a do środka „wrzuca” się więźniów. Jak ktoś ma kasę to ma w środku luksusy, a jak kto nie ma, to śpi na ziemi – jedyne co więzienie zapewnia to możliwość pracy przy sortowaniu śmieci – potrzebujesz kasy na jedzenie, spanie czy fajki – idziesz do wydzielonej strefy gdzie jest hałda śmieci i sortujesz – wysortujesz 10 kilo dostajesz 10 zeta. Jak Ci starczy – przerywasz robotę, nie starczy robisz dalej. Oczywiście to jest przegięcie (głównie z powodu klimatu – u nas nie można spać na ziemi) ale zasada jest genialna – więzienie zapewnia MIMIMUM – czyli dach nad głową, dziurę do defekacji i stołówkę (płatną) oraz możliwość zarobienia na jedzenie – w taki czy inny sposób – tu już nawet otwiera się pole do popisu dla przedsiębiorców – ale za resztę więzień musi płacić. Jak to jest mafiozo, to może mieć satelitę, a nawet codziennie koncert U2 jeśli go na to stać. Bo ludzie chcą, żeby więźniowie pracowali GŁÓWNIE dlatego, że muszą na nich płacić. Gdyby więzienie nic nie kosztowało, to zwisa mi i powiewa co więźniowie robią w środku. (dla mnie osobiście kara więzienia jest idiotyczna co do zasady – jeśli ktoś kogoś zabije, to czapa. Jeśli ktoś kogoś okradnie czy oszuka, oddaje mu z nawiązką. Jeśli zrobi krzywdę – płaci odszkodowanie. Dopiero jeśli nie stać na odszkodowanie – to Państwo wsadza do więzienia, gdzie organizuje się pracę – jak zarobisz na odszkodowanie – wychodzisz).