Dziś trochę luźniej – bo niedziela
„Gdy wybieramy produkt z nazwą nawiązującą do czegoś, co już znamy, dostajemy wskazówkę, czego możemy spodziewać się w środku – jakiej konsystencji, smaku i przeznaczenia. Ma to znaczenie szczególnie wtedy, gdy danego towaru nie znamy, gdy zaczynamy z dietą roślinną, gdy chcemy jej spróbować. – Jeśli zakazalibyśmy używania słów „burger”, „kiełbaska” czy „parówka”, to jak mielibyśmy je nazywać? Paluszki? Rurki? Placki? – pyta mój rozmówca.”
A teraz zobaczmy genezę słowa kiełbasa:
„Niektórzy eksperci twierdzą, że słowo „kiełbasa” pochodzi od tureckiego zwrotu „kul basti”, co oznacza „smażone mięso”.
No wystarczy zrobić kiełniebasa i już mamy sprawę z głowy. Albo kiełskobs – albo wziąć dowolny inny język pomieszać i WYMYŚLIĆ cos oryginalnego. Bo drodzy producenci… Są dwie możliwości. Albo ktoś jest ciekawy nowych smaków, albo jest wege i SZUKA produktu, wtedy nazwa nie ma znaczenia – ważniejszy jest dla niego znaczek (100% VEGAN) niż nazwa produktu, albo chcecie oszukać klienta i wcisnąć mu swój produkt, żeby go przez pomyłkę kupił i macie nadzieję, że mu zasmakuje. Jeśli robicie to z drugiego powodu, to nie zdziwcie się jak kiedyś ktoś zrobi mleko sojowe z krowiego mleka albo tofu z sera czy tempeh z kurczaka. Poczulibyście się oszukani?