Dziś moi kierownicy w aptekach dostali pismo z Inspektoratu Farmaceutycznego.
W skrócie dostaliśmy listę 149 numerów recept, które mamy w ciągu 7 dniu sprawdzić, czy nie były one u nas zrealizowane i wysłać informacje, że nie były albo że były, a jak były to podać informacje np. jaki lekarz je wystawił. co tam było i dla kogo.
I teraz chwila wyjaśnienia.
Od ponad 7 lat wysyłamy co dwa tygodnie raport do Narodowego Funduszu Zdrowia bardzo szczegółowy raport dotyczący recept na leki refundowanych. Od dwóch lat wysyłamy raport po KAŻDEJ transakcji do Zintegrowanego Systemu Monitorowania Obrotu Lekami i gdyby recepta była już zrealizowana w innej aptece, to dostaniemy odmowę realizacji.
I w takich realiach Inspektor wysyła do 1500 aptek w województwie śląskim żądanie, żeby jeden pracownik usiadł przed komputerem i pracowicie kopiował ze stosownego pliku kod recepty i szukał czy ma go w bazie.
Podczas gdy wystarczyłoby wysłać ten plik do NFZ i w ciągu 10 minut dostać potrzebną odpowiedź.
Całe szczęście, że jestem informatykiem i sobie stosowny skrypt napisałem w 10 minut i już sprawdziłem obie apteki. Nie ma.
Ale najlepsze zostawiłem na koniec:
Otóż mamy nie tylko sprawdzić czy dana recepta była u nas realizowana (bo tak naprawdę to jest po prostu stara procedura sprzed lat, kiedyś nie było takiej informatyzacji i rzeczywiście nie było innej metody jak ręczne sprawdzenie w komputerze w każdej aptece).
Otóż mamy obowiązek podać dwie informacje – jedną czy ktoś u nas którąś z tych recept realizował oraz…. czy ktoś u nas ją usiłował zrealizować…
Oni sobie wyobrażają, że pacjent daje nam receptę, farmaceuta patrzy na to co jest na recepcie, niestety tego nie ma, więc patrzy na nr recepty, patrzy na pacjenta, na zegarek, zapamiętuje go (albo nawet zapisuje w specjalnym notesie) i oddaje receptę mówiąc, przykro mi nie możemy tego Panu zrealizować…
Tego nie da się skomentować….