Dlaczego nienawidzę komunikacji publicznej? Dziś musiałem z niej skorzystać. Przyjechałem na 9 do centrum, na 10 muszę być na 1000 leciu, największe osiedle w Katowicach i chyba na Śląsku. O 9.10 rozpocząłem podróż na Stawowej.
Pierwszy strzał, przystanek tramwajowy 3 maja. Najbliższy tramwaj o 10.20
Drugi strzał, dworzec autobusowy. 10 minut szukania najpierw dworca, a potem stanowiska, przy czym 3 minuty straciłem na analizę bohomazów, które miały być planem, ale mimo wykształcenia wyższego technicznego nie udało mi się wywnioskować jakie autobusy mnie powinny interesować. Na stanowisku osiedle 1000 lecia, tylko dwa z 8 autobusów jedzie na 1000lecie. Obydwa o 9:44. Czyli muszę czekać 20 minut, a potem się spóźnię na spotkanie.
Ostatni strzał, biegiem na rynek. Dobrze że biegiem, bo ledwo zdążyłem na tramwaj nr 6.
I to byłem ja. Rdzenny mieszkaniec Katowic, który z grubsza wie jakie autobusy i tramwaje gdzie jeżdżą, z grubsza wie gdzie są ich przystanki. Gdybym wsiadł w samochód, to byłbym na miejscu od 5 do 10 minut w zależności od tego czy światła by sprzyjały czy nie. Gdybym był z dzieckiem albo z rodzicami, nie miałbym nawet teoretycznych szans. A, no i oczywiście miałem w kieszeni handicap w postaci karty ŚKUP, bo gdybym jeszcze musiał bilet kupić, to szybciej bym piechotą doszedł. Więc uprzejmie dziękuję za taką komunikację publiczną i będę smrodził dieslem dalej, póki komunikacja będzie dla urzędników a nie dla pasażerów. Czyli jak sądzę nigdy.