Jeśli ktoś myśli, że można ustalać pensje ustawą czy rozporządzeniem, to muszę go rozczarować. Pieniądze nie biorą się z powietrza czy z bankomatu, tylko z pracy. Pracownik, żeby dostać pieniądze, musi je dla pracodawcy zarobić. I nie ma znaczenia, czy pracodawca jest Januszem Biznesu, piratem Czarnobrodym czy korporacją, czy nawet państwową kopalnią – zasada jest taka sama. Pracownicy wypracowują przychód dla pracodawcy, pracodawca im za tę pracę płaci. W przypadku pirata Czarnobrodego umowa z pracodawcą była prosta – pracownicy łupią statek, cały łup jest dzielony na pół, połowa dla załogi, połowa dla kapitana (który za to musiał opłacić statek, żarcie dla załogi, przydział rumu, a to co mu zostało – to wpadało do prywatnej szkatułki). Jeśli statek był bogaty, to łup był wielki, a jak napadli na jakiegoś biedaka, to i łup był mały. Gdyby jednak wprowadzić łup minimalny dla pirata, to mogłoby się nagle okazać, że napadając na statek łup na członka załogi jest mniejszy niż ustalony łup minimalny i kapitan ze swojej szkatułki musiałby piratom dopłacać. A co tam, na biednego nie trafiło. Ale czy zastanawialiście się, co jeśli wody naszych piratów zamożni by omijali i trafiali tam sami biedacy? Czy szkatułka kapitana niczym czarodziejski stoliczek na hasło „zapełnij się szkatułko” się zapełni? Nie, nawet piracka szkatułka ma swoje dno i gdy do tego dna dotrzemy, co kapitan może zrobić, gdy kolejny statek okazał się niewarty grabieży? Może zmienić wody, bez gwarancji, że tam pływają bogaci, a na nieznanych wodach łatwiej wpaść na rafy; może zwiększyć częstotliwość łupienia biedaków, ale czy brać piracka to zdzierży; może w najbliższym porcie pozbyć się największych łamag, albo i za burtę ich wywalić na pożarcie rekinów, ale czy osłabiona załoga będzie w stanie podołać statkom, bo wiadomo im zamożniejszy statek tym większa ochrona… Dokładnie te same dylematy ma każdy przedsiębiorca. A wprowadzenie pensji minimalnej sprawia, że prowadzenie biznesów po prostu się nie opłaca, bo co prawda bycie Kapitanem statku pirackiego brzmi dumnie, ale sens ryzykowania stryczka przy pustej szkatule jest niewielki. Tak więc konsekwencją wyższej płacy minimalnej będzie wzrost bezrobocia (piratów i kapitanów), wzrost cen (pozostali będą nie tylko łupić ładownie ale i przetrząsać kieszenie pasażerów), czyli koniec końców wzrost inflacji. A wtedy te 4000 zł będzie tyle warte co dziś 2000. Spytajcie rodziców i dziadków – my jeszcze pamiętamy, gdy zarabiało się miliony. Ale na chleb wydawaliśmy setki tysięcy PLZ.