Moje trzy grosze. Niektórzy z Was wiedza, że byłem właścicielem dwóch średnich sklepów osiedlowych (100m2 i 200m2), więc coś tam o handlu w niedzielę wiem. Otóż oczywistą konsekwencją zakazu handlu w niedzielę będzie zwolnienie co siódmego pracownika w sieciówkach i co dziewiąty w mniejszych sklepach. Dlaczego? Bo pracownik może pracować 5 dni w tygodniu. W sieciówkach obłożenie niedzielne jest co najmniej identyczne jak w pozostałe dni (a nawet czasem większe) – Więc żeby być zgodnie z kodeksem pracy 7 pracowników może obsłużyć 5 stanowisk przez 7 dni. Jeśli tych dni będzie 6, to wystarczy 6 pracowników aby obsłużyć 5 stanowisk. 1 pracownik staje się po prostu zbędny. W przypadku mniejszych placówek niedziela jest słabiej obsadzana niż inne dni, bo ruch jest wyłącznie falowy (tak jak są msze). Zwolniony będzie co 9 pracownik. I nie ma tu żadnej złośliwości ze strony pracodawców – po prostu pracodawca zatrudnia tylu pracowników ile potrzebuje, a skoro ich potrzebować nie będzie – to ich zwolni. O ile więc 6 pracowników będzie zadowolonych z tego, że nie pracują w niedzielę, to 7 będzie bezrobotnym. Co ciekawe, tych 6 pracowników będzie musiało obsłużyć większą liczbę klientów przez 6 dni – więc dzięki ustawie będą mieć więcej roboty. Co prawda firma oszczędzi na zwolnionych pracownikach, ale nie podejrzewam, żeby były chętne do podnoszenia pensji, skoro mają do zapłacenia podatek handlowy. Generalnie więc zakaz handlu w niedzielę będzie dotkliwy dla wszystkich z wyjątkiem sieciówek. Czyli jak zwykle – efekt odwrotny od zamierzonego…