ZUS bankrutuje! Kto to mógł przewidzieć?! Co robić?

Tak się składa, że jest taki podmiot na rynku politycznym, który 20 (słownie dwadzieścia) lat temu spodziewał się, że to nastąpi i zaproponował rozwiązanie. Niestety – jak mówi przysłowie – trudno być prorokiem we własnym kraju – uwierzyło w to góra 3% wyborców. Z czego połowie nie chciało się iść na wybory, żeby zagłosować na partię, która od początku swego powstania wyjaśniała, że perpetuum mobile wymyślone przez Bismarcka – system emerytalny – nie może działać wiecznie. Że jest to jeden wielki kant. Ale kto by się tam przejmował, przecież wielkie partie nic takiego nie mówiły – a jak wiadomo – duży może więcej, więc pewnie więcej też wie i więcej zrobi.

No i doigraliśmy się. Co robić, co robić? Ano to samo co mówiliśmy 20 lat temu. Wyłączyć tę piekielną machinę. Każdy kolejny wciągnięty do systemu powiększa problem. Oczywiście nie można tego zrobić z dnia na dzień, tak jak nie można zatrzymać lotniskowca w miejscu. Ale jeśli zgasimy silniki, to w końcu się zatrzyma. Może trochę jeszcze strat narobi, ale z czasem coraz mniejszych. Oto recepta a la UPR:
1. Osoby, które nigdy jeszcze nie pracowały (w sensie nie wpłaciły ani jednej składki do ZUS/KRUS) nie wejdą nigdy do systemu. O swoją emeryturę i rentę muszą martwić się same (fundusze emerytalne i ubezpieczenia na życie to się już doczekać nie mogą na nowych klientów)
2. Osoby, które już są emerytami/rencistami muszą dostawać emerytury na dotychczasowych zasadach – trzeba zostawić centralę ZUS i wsadzić tam mądrali, co będą wyliczać co i komu się należy – przy czym ustalić
liczbę emerytów na jednego pracownika i co roku zwalniać niepotrzebnych.
3. Ci którzy jeszcze nie są emerytami ale już są w systemie przestają płacić składki od jakiegoś momentu (np. ostatnia składka za grudzień 2012) – ZUS/KRUS wylicza im emeryturę wg składek i od osiągnięcia wieku emerytalnego wypłaca. Dla niektórych to będzie 5 zł miesięcznie, a dla innych prawie pełna emerytura – ale i tak zarobią wszyscy na tym co zostanie im w pensji.

No dobra, spyta ktoś, a skąd pieniądze na to wszystko? Skoro już teraz nie ma pieniędzy, a odetniemy dopływ pieniędzy ze składek to skąd będą pieniądze na emerytury? Ano z budżetu. Trzeba przeprowadzić prywatyzację wszystkiego co się da i to z licytacji. 20 lat temu było tego całkiem sporo i na pewno by starczyło. Dziś już może braknąć, bo nie dość że pieniądze nie trafiły tam gdzie trzeba, to „prywatyzowali” to kolesie kolesiom za pół albo i całkiem darmo. To co braknie trzeba niestety przenieść na obywateli w postaci podatku międzypokoleniowego. Ale nazwanego jasno i po imieniu i z wyraźnym zapisem, że co roku przeliczane są potrzeby ZUS/KRUS i ustalana wysokość podatku. Za 40-50 lat podatek zaniknie, bo niestety na każdego przyjdzie czas i ze śmiercią ostatniego emeryta będzie można wreszcie wyrzucić ZUS/KRUS na śmietnik historii.

Czy nas na to stać? Być może nie. Ale NA PEWNO nie stać nas na utrzymywanie tego co jest. Rozwiązanie UPR prowadzi do szczęśliwego zakończenia. Być może będzie na początku ciężko. Ale jeśli tego nie zrobimy i nie zrobimy tego szybko – to będzie jeszcze ciężej. I możemy z tego nie wyjść i pewnego dnia emeryci nie dostaną wcale pieniędzy, a podatki będą coraz większe. Ludzie się zbuntują i poleje się krew. Ale kto by tam słuchał proroka co przewiduje 20 lat do przodu…

Felieton pierwotnie ukazał się na portalu Salon24.pl 13 marca 2010

Scroll to Top